Kurier Szafarski z 27 sierpnia 1824 roku
P i ą t e k |
Wspomnienie. |
W i a d o m o ś c i K r a j o w e
Dnia 25 m. i r. b. JPanna Kosteria, owa dama, która niegdyś czarującym głosem wołała na JPana Szymona, gay, gay, wychodząc z kuchni z dzieżką pełną wody, zagapiła się, brzdękła i dzieżkę stłukła. – Tak wielki przypadek natychmiast Redaktorowi „Kuryera” doniesionym został, który uważając go za igraszkę ekstraordynaryjnej zgrabności, pierwsze mu miejsce między narodowymi wiadomościami przeznaczył. – Dnia 26 m. i r. b. W Kurniku znalezionym został potwór kurczęci. Owe straszydło jest o dwóch nogach, z jednym skrzydełkiem, bez kupra i głowy. Ochmistrzyni kurczęcia stara się ile możności przesłać go do Warszawy lub do innej stolicy, ażeby tam rozpoznane, miejsce zająć mogło w rzędzie szczególniejszych zjawisk natury. JPan Pichon doznaje wielkich przykrości z powodu kuzynów, których w Szafarni bardzo wiele zastał. Gryzą go, jak mogą, dobrze jednak, że nie w nos, boby miał jeszcze większy, aniżeli ma. Dnia 26 m. i r. b. S u d y n a, suka, złapała w zborzu [!] kuropatwę. JW Panna Kozaczka, spostrzegłszy to, odebrała jej ową zdechłą biedaczkę i powiesiła na gruszce. Suka przemyślna dopóty trzęsłą gruszką i skakała, dopóki kuropatwy nie dostała, którą, złapawszy, smacznie skonsumowała. – Potomkowie owych sławnych B o h a t e r ó w, którzy K a p i t o l od Gallów obronili, często owies na pniu zakupują. Tandeta ta czasem panów kupców o śmierć przyprawia; wielu z nich bowiem kijem w łep [!] dostaje, a więcej jeszcze na różnie ginie. – Brat owego melankolicznego gulaka ze zgryzoty dostał zgniłej gorączki i leży bez nadziei życia. – Dnia 25 Kaczor, wyszedłszy po kryjomu bardzo z rana z kurnika, utopił się. Dotąd jeszcze nie można dojść przyczyny owego samobójstwa; familia bowiem nic nie chce gadać. – Krowa daleko zdrowsza i nikt nie wątpi o jej zupełnym wyzdrowieniu. |
W i a d o m o ś c i Z a g r a n i c z n e
Dnia 26 m. i r. b. w Sokołowie Indyk wlazł ukradkiem do ogrodu. Kania, chowana od młodości w ogrodzie, w życiu nie widząc indyka, krzywo na niego patrzała, a zbliżywszy się, oczy mu wydrapać chciała. Indyk się napuszył, a widząc, że miną nic nie wskóra, wziął się do dzioba. Wszczęła się walka; zwycięstwo żadnej stronie nie sprzyja, aż na koniec, po długiej potyczce, Indyk-zwycięzca, wydziobawszy kani oko prawe, smutnie pojedynek zakończył. JPan Pichon był dnia 26 m. i r. b. w Golubiu. Między innymi pięknościami i szczegółami zagranicznymi widział Ś w i n i ę zagranicznę, która szczególniejszą uwagę tego tak dystyngowanego wojażera zajęła. Dnia 25 m. i r. b. w Białkowie kot zadusił kurę, której nikt odżałować nie może. Pewien Jegomość z okolicy, pomimo najściślejszej rewizji strażników na pograniczu będących, zdefraudował trzy kije pod płaszczem, bo je w Golubiu podczas jarmarku na surdut dnia 24 m. i r. b. dostał.
Żyd Pakciarz w Rodzonem, wpuszczał w nocy ciele w szkody i kilka razy mu się udało; dnia zaś 24 w nocy wilk przyszedł i zjadł mu bydlę. Pan się cieszy, że tym sposobem przypłacił swej niegodziwości. Żydzisko jednak złe na wilka, ofiaruje temu całe to cielę, ktoby mu go odstawił.
Wolno posłać.
Cenzor L.D.
|