Kurier Szafarski z 3 września 1824 roku

 

P i ą t e k
Dnia 3 Września 1824 roku.

Wspomnienie.
Założenie Szafarni r. 1740 przez
Wawrzyńca Szafarniaka.

W i a d o m o ś c i  K r a j o w e

 

Dnia 1 m. r. b. właśnie JPan Pichon grał Żydka, gdy Pan Dziewanowski, zawoławszy pakciarza Żyda, prosił go o zdanie o żydowskim wiertuozie [!]. Mosiek zbliżył się do okna, wścibił nos garbatowzniosły do pokoju i słuchał, mówiąc, że gdyby Pan Pichon chciał grać na żydowskim weselu, zarobiłby sobie najmniej dziesięć talerów. Takież oświadczenie zachęciło Pana Pichon do sztuderowania[1] ile możności tego rodzaju muzyki i kto wie, czy z czasem nie odda się zupełnie tak korzystnej harmonii.

Dnia 2 m. r. b. Kot dopiero co przywieziony wymknął się z pokoju. Dozorczyni wybiegła za nim, a widząc, że ucieka, ścigać go zaczęła. – Już go doganiała, gdy właśnie kot, dawszy susa przez płot, z drugiej strony bezpiecznie odpoczywał; lecz Dama, chcąc go koniecznie złapać, wlazła na płot celem przejścia na drugą stronę, tymczasem noga jej się psnie… equilibrum[2] straci… i… brzdęka jak placek na ziemię.

Dnia 3 m. r. b. JPan  Ł u k a s z, z urzędu  P a r o b e k, wlazłszy na grużkę [!] zaczął trząść ulęgałki damom, pod cieniem drzewa na spadające grużeczki [!] chciwie oczekującym; a trzasnąwszy kilka razy, gdy żadna spaść nie chciała, sam, notabene przypadkiem, zamiast ulęgałki zleciał na ziemię.

Dnia 2 m. r. b. JPanna Brygida, kucharka, różne z chlebem w dzieży robiąc obroty, przez zbytnią zgrabność i zręczność wszystki chleb na ziemię wywaliła.

Dnia 1 m. r. b.  M u r z y n  wyszedłszy ku wieczorowi z Panem na pole zabił kuropatwę, notabene bez fuzji i bez prochu.

Krowa ma się bez porównania lepiej, już przyjmuje wizyty, a niedługo to może i sama oddawać będzie.

W i a d o m o ś c i  Z a g r a n i c z n e

 

Dnia 1 m. r. b. Kania zażarła kuropatwę w Borze bochenieckim.

Dnia 5 m. r. b. W Bocheńcu odbędzie się wesele JPana Jana Lewandowskiego, stolnika, z panną Katarzyną Ciżewską, córką Gubernatora Ziemi Bochenieckiej. – Pani Gubernatorowa wielkie czyni przygotowania, a Pan młody już zaprasza gości na gody weselne. Między innymi Pan Pichon dostał inwitacją, z czego się niewymownie cieszy, wraz z Redaktorem „Kuryera”, który w przyszłym numerze niezawodnie ważniejsze sceny i wypadki owego wesela doniesie.

Dnia 2 m. r. b. w Białkowie wszczęła się między psem a kotem o kawałek na drodze leżącego mięsa zacięta bitwa. Obydwaj męże z nieustraszonym walczyli umysłem; zapach mięsa wzbudzał męstwo, a apetyt zazdrość wzajemną; długo mężnie się ścierali; długo los nierozstrzygnięty strachem przejmował widzów; aż nareszcie kot, wydrapawszy ostrymi pazury oczy już zmordowanemu walką i osłabionemu licznymi ranami Szpicowi, po dwakroć jeszcze odepchnięty, dusi go… a gdy wszyscy, zdziwieni, ubolewają nad losem biednego psiny, zwycięzca kawał mięsa w triumfie podnosi; niedługo jednak, ciężkimi okryty bliznami, mdleje, pada… przewraca się… i… zdycha.

Þ Dnia 31 w Rętwinach wilki zjadły dwanaście owiec. Kto by mógł ująć cherzta [!], niech go dostawi Gubernatorowi Ziemi Rętwińskiej, a otrzyma w nagrodzie połowę jednej z owiec dopiero wspomnianych.

 

Wolno posłać.
Cenzor L. D.