Kurier Szafarski z 31 sierpnia 1824 roku
W t o r e k |
Wspomnienie. |
W i a d o m o ś c i K r a j o w e
Dnia 28 m. r. b., gdy JPan P i c h o n, zatrudniony tualetą, o śniadaniu rozprawiał, wlatuje z krzykiem do pokoju jakaś dama boso. Pichonek, zdziwiony, otworzywszy gębę stał z początku jak gapa, po chwilce jednak dowiedział się przyczyny łez i narzekania: JPan S t o l n i k W i k t o r S i k o r o w s k i, pospolicie od Panny M i c h u c h n e j F i c h t u r e m zwany, pokłócił się z Panną K o z a c z k ą; a po długich sprzeczkach i korowodach tak ślicznie zamalował pięścią w łep [!] damulę, że aż w wyższej instancji satysfakcji szukać przymuszoną była. Dnia 29 m. i r. b. jechała fura Żydów. Die ganze Familie składała się aus eine Maciore, tsiech duźich Żydziech, dwóch malich i sieść śtuk Żydziątek; wsiscy siedziali na kupie, kieby śledziów chołenderskich. Tymczasem zawadzili o kamień, wywrócili i następującym porządkiem na piasku leżeli: naprzód bachorki, każde w innej pozycji, większa część z zadartymi do góry nóżkami, a na nich Maciore, stękająca pod ciężarem Żydów, którym w locie z impetu krymki pozlatywały. Dnia 30 m. i r. b. w oborze trzy dziewki się pobiły. Dwie szczególniej, uzbrojone węborkiem[1] i skopkiem, biły trzecią bezbronną, a lubo i ta ku końcowi dostała i skopek, i węborek (notabene na pysku), oprzeć się jednak tamtym nie mogła. Dnia 30 m. r. b. JPani Z a k i e r s k a, obywatelka szafarska, pokłóciwszy się z drugą, ze złości, że jej nic zrobić nie mogła, utopić się chciała. Szczęściem, że Pani Szrederowa, żona pana Gärtnera[2], owego starego obywatela, spostrzegłszy to przybiegła; a gdy ta już głową w stawie była, zręcznie ją za nogi wyciągnęła i życie jej ocaliła. S u d y n a, suka, idąc dnia wczorajszego za Panną Józefką przez wieś, złapała gęś, zadusiła i zjadła. – Dnia 31 m. r. b. Cztery gęsi złapano w szkodzie. Dotąd są w wolnym areście [!], nie wiedzieć jednak, na czym się skończy. Krowa ma się coraz lepiej, a na generalnym konsylium doktorowie osądzili, że już najmniejszego niebezpieczeństwa nie ma. |
W i a d o m o ś c i Z a g r a n i c z n e
Dnia 29 m. r. b. JPan P i c h o n przejeżdżając przez N i e s z a w ę usłyszał na płocie siedzącą C a t a l a n i, która coś całą gębą śpiewała. Zajęło go to mocno, a lubo usłyszał arią i głos, niekontent jednak z tego, starał się wiersze usłyszeć. Po dwakroć przechodził koło płotu, ale na próżno, bo nic nie zrozumiał; aż na koniec, zdjęty ciekawością, dobył trzech groszy, obiecał je śpiewaczce, byleby mu śpiewkę powtórzyła. Długo się kręciła, krzywiła i wymawiała, lecz zachęcona trzema groszami, zdecydowała się i zaczęła śpiewać mazureczka, z którego R e d a k t o r, za pozwoleniem zwierzchności i C e n z u r y, na wzór jednę tylko strofę przytacza: Patsajze tam za gulami, za gulami, jak to wilk tańcuje, A wsakzeć on nie ma zony, bo się tak frasuje. (bis) W Radominie dnia 29 m. r. b. kot się wściekł. Szczęściem, nikogo nie ugryzł, ale biegał i skakał po polu, i to tylko dopóty, dopóki go nie zabili; po zabiciu bowiem przestał i więcej nie szalał. W Dulniku wilk zjadł na kolacją owcę. Stroskani opiekunowie pozostałych jagniąt ofiarują temu ogonek i uszy, kto by wilka złapał, związał i przywiózł na inkwizycją radzie familijnej.
Wolno posłać. |